Tirreno zjechał na ruchomej platformie do lochu, śmierdziało w nim wilgocią i pleśnią. Z nim zjechał sędzia. Przed tobą była ściąna, za toba też. Korytarze prowadziły na lewo i prawo.
-Walka rozpoczęta - powiedział sędzia.

- Cuchnący labirynt, oryginalne! - Idę w lewy korytarz.

Dochodzisz do kolejnej ściany, możesz iść w lewo, albo w prawo

Znowu skręcam w lewo i idę ostrożnym krokiem, starając się usłyszeć każdy szmer.

Jedyny szmer jaki słyszałeś to sędzia idący za tobą. Teraz możesz iść nadal prosto, albo w prawo.

Idę prosto, przeklinając w duchu sędziego.

Dochodzisz do ściany, jesteś w ślepym zaułku.

Patrzę w górę, by sprawdzic jak wysoka jest ściana labiryntu.

8 metrów, sędzia przeszedł przez ścianę.

Kładę miecz przed sobą i siedzę w pozycji lotosu, medytujac.

Usłyszałeś, jak coś runeło w dół po potężnym uderzeniu.

Zrywam się, chwytam miecz i biegnę do rozwidlenia.

Słyszysz jak kolejne ściany lecą w dół.

Odsuwam się od ścian, starając się usłyszeć skąd dobiega hałas.

Hałas dochodził od północy, ale potem jego źródło gwałtownie skręciło.

- Tora tora byczku! - Krzyczę i idę w lewo.

(Bo było rozwidlenie w prosto i prawo, więc skoro nadchodzę z drugiej strony mam drugi kierunek po lewej. Logiczne, nie?)

(nom)

Słyszysz, że zmienił kierunku i teraz znowu biegnie w twoim kierunku.

Idę dalej korytarzem.

Zbliżał się, byl coraz bliżej. Została może jedna ściana, może dwie.

Przylegam do przeciwległej ściany i wystawiam miecz, trzymajac go oburącz.

Przebił się przez ostatnią ścianę, twój miecz uderzył w jego zbroję, ale nawet rysy nie zrobił.
-Wreszcie się spotykamy ha ha ha

- Byakurai. - Staram wycelować w jego przerwę pomiędzy hełmem a napierśnikiem.

(1000-90=910)

Dostał i odskoczył do tyłu.
-Cholera to boli - złapal się za szyję a drugą ręką podniósł topór.

- Boli, powiadasz? - Uśmiecham się.
- Wysysaj, Sangijuela! - Staram się uszkodzić mu rękę w której trzyma topór.

On zanim aktywowałeś zanpakuto zadał ci potężny cios przez toras

<-150 hp.>

(300 - 150 = 150)

- Byakurai! - Puszczam kolejnego byakuraia dokładnie w to samo miejsce.

(910-90=820)

Trafiłeś- Grr...cholera - zachwiał się i przypadkowo runął na scianę niszcząc ją. Z jego szyji powoli wydobywała się krew.

- Poddajesz się czym mam poprawić jeszcze raz? - Odsuwam się trochę do tyłu mówiąc kolejną inkantację Byakurai.

(820 - 90 = 730)

-Nie poddam się - krzyknąl i jego topór zaczął się świecić na czerowono.

Po raz kolejny wystrzeliwywuję Byakuraia w jego szyję cofając się korytarzem.

Zamachnał się toporem i błyskawica zatrzymała się na nim.
-Hehehehehe.

- Ahaaa... Okej... - Cofam się dalej korytarzem.

On goni cię z bardzo powolnym krokiem, aczkolwiek uszkadzał nim podłogę.

Biegiem wracam do korytarza ze ślepym zaułkiem.

Słyszysz jego tupot.
-Zaraz cię zabiję - powiedział z głosem, jakby grał w jakaś zabawę.

- Skąd ta pewność? - Ładuję kolejnego Byakuraia.

(730-90=640)

-Zobaczysz He He - zaśmiał się, ale nadal był kawałem od ciebie.

- Wolę usłyszeć, mogę nie miec okazji zobaczeć.

Wyszedł zza zaułka.

- Bu! - Krzyczę do niego i strzelam z Byakuraia w ścianę obok niego, tak, by gruz zwalił się na osiłka.

Zaskoczyło go to, gruz się na niego zwalił, aczkolwiek on utrzymał się w pozycji stojącej.

Korzystając z elementu zaskoczenia podbiegam i próbuję rozciąć mu krtań mieczem.

Udało ci się on pada bezwładnie na ziemie.

-Wygrywa Tirreno Aquiero - oznajmił sędzia